Jeśli przyszłość bez pracy wydaje się Wam niemożliwa to dziś mam Wam do zaoferowania taki koncept: przyszłość, w której wykonywać będziemy inną pracę. Inną, to znaczy jaką?
Jak pisałem w jednym z newsletterów, współczesna ekonomiczna gra wytworzyła tysiące pozbawionych znaczenia zajęć: nie dających jakiegokolwiek poczucia spełnienia, niewymagających wysokich kwalifikacji, najczęściej najsłabiej wynagradzanych. Zbudowanych na fałszywych obietnicach konsumpcjonizmu. Nic dziwnego, że coraz mniej ludzi jest przekonanych, że ich praca ma sens, a depresja według WHO stanowi czwarty najpoważniejszy problem zdrowotny na świecie.
[ad position=”text-scenariusze”]
To nie jest problem nowy; wiąże się on mocno ze zmianą charakteru pracy, jaką wykonujemy. Żyjemy w systemie, który odrywa pracę od naszych potrzeb – nie tylko biologicznych (np. zdobywanie pożywienia), ale także rozwojowych (jak samorealizacja czy kreatywność). Owoce naszego wysiłku przestają mieć znaczenie dla naszego życia – stają się raczej niezbędnym, choć często tak nienawidzonym, środkiem do jednego wyłącznie celu: uzyskania wypłaty z „łaskawych” rąk korporacji. Jak zauważa jeden z analityków…
Był czas, kiedy ludzie myśleli, że praca to wytwarzanie czegoś, że cała wartość pochodzi z pracy. Ale [dziś] większość pracy nie jest związana z produkcją. To utrzymywanie rzeczy. Lubię powtarzać, że „kubek robi się raz, a myjesz go tysiąc razy”.
David Graeber
Jeśli roboty rzeczywiście zautomatyzują w pierwszej kolejności najprostsze i powtarzalne zadania, to odebrana zostanie nam nawet możliwość mycia kubka. Może to jednak dobrze? Może zmieni się nasza perspektywa na to, czym powinniśmy się zajmować? I nie mówię tu nawet o naszym osobistym doświadczeniu i wyborach kariery, ale także o krajowych politykach i globalnych strategiach. Może wtedy przyjdzie czas upomnienia się o powszechny dostęp do owoców globalnego rozwoju (o dochodzie podstawowym jeszcze napiszę, tymczasem Jeff Bezos jest pierwszym człowiekiem, którego majątek oficjalnie szacowany jest na 200 mld dolarów).
[ad position=”text-middle”]
Dobrze więc: co zamiast rozdawania ulotek, wielogodzinnych dyżurów „na kasie” czy urzędniczego „przekładania papierów”? No przecież nie wszyscy przekwalifikują się na treserów robotów czy triberów, o których w newsletterze wspominał Piotr.
Duane Elign w książce „Voluntary Simplicity” przekonuje, że dramatyczny rozwój przeżyje sektor usług publicznych, społecznych. W nowym świecie, pisze, rozciągają się ogromne połacie niezaspokojonych potrzeb: opieki nad osobami starszymi, dbania o środowisko, tworzenia lokalnych kooperatyw, edukacji i wiele innych. Tu właśnie autor poszukuje nowej rzeczywistości pracy – w której nasze zadania mają sens – tworzą wartość dla nas i ludzi dookoła oraz dają głęboką satysfakcję.
„Inna praca” to więc przede wszystkim inne źródło zawodowej motywacji. Część badaczy wskazuje więc na kluczową zmianę podejścia: od motywacji ekonomicznych (upraszczając: praca wyłącznie dla wypłaty), do motywacji subiektywnych, związanych z realizacją siebie, kreatywnością, jakością życia, poczuciem misji. To oznacza więcej pracy z wyboru, mniej z (społeczno-ekonomicznego) przymusu.
Powyższy wywód to bardzo luźno zarysowane przemyślenia, ale wiecie co: bardzo mi się ta wizja podoba. Jeśli naprawdę moglibyśmy wybierać pomiędzy pracą dającą głębokie poczucie sensu i pożyteczności, a zajęciem, które sprawia, że jedyne, o czym myślisz to weekend – wybór byłby oczywisty.
[ad position=”text-down”]